20 rzeczy, których już nie kupuję
- Ewa Nowakowska
- Feb 1
- 8 min read

Świeczki – dojrzałam do tego, że można mieć w domu jedną, dwie sojowe świece, ale takie, które nie mają parafiny i szkodliwych substancji, które są ze sprawdzonego źródła i mam pewność, że są nieszkodliwe, a co tego nie mają też parafinowego knota (często świeczki, które są z pozoru z dobrym składem, mają knot parafinowy, który jest szkodliwy, więc należy wybierać te, które mają knot drewniany). Nie dość, że wydajemy na to pieniądze, to często sobie szkodzimy, a w efekcie możemy mieć nawet dolegliwości od zapachów czy szkodliwego składu, np. bóle czy zawroty głowy lub ogólne osłabienie, czy zmęczenie. Także świeczkom już mówię NIE ☺
Zapachy do domu/do kontaktu – ta kategoria to już jest bezdyskusyjnie szkodliwa, wszelkie zapachy do kontaktu to chemia, za którą płacimy, a później się nią trujemy, no cudowny pomysł na wydawanie pieniędzy. Ciekawe, dlaczego dla kobiet w ciąży w ogóle niewskazane jest wdychanie zapachów do domu, wiadomo, że działają hormony i są pewne preferencje zapachowe, ale przede wszystkim chodzi też o szkodliwe działania. Także nie kupuję już drogich zapachów nawet z Rituals, które pachną tylko przez chwilę, a też nie mam pewności co do ich nieszkodliwości, a tym bardziej klasycznych zapachów z supermarketów czy tych do kontaktu. To jest toksyczne, szkodliwe i po prostu zbędne. Lepiej zapalić Palo Santo, a następnie przewietrzyć mieszkanie i będzie świeższe i zdrowsze powietrze.
Czasopisma – wydaje mi się, że tego to już nikt nie kupuje, ale umieściłam na liście, bo może ktoś się znajdzie, kto kupuje ☺ W dobie obecnej cyfryzacji wydaje mi się, że wszelkie treści nas interesujące można znaleźć w sieci, a w czasopismach przeczytam, jeden, dwa artykuły i często leżą i zagracają nasze mieszkanie albo po prostu je wyrzucamy, czyli znów marnowanie pieniędzy.
Książki fizyczne – od jakiegoś czasu przerzuciłam się na Kindle i większość książek mam w wersji cyfrowej, oczywiście zdarza się, że są takie, których nie ma w wersji elektronicznej, to czasem się skuszę lub poproszę na prezent, ale mam ich naprawdę niewiele, te co przeczytałam zazwyczaj przekazuje w kolejne ręce, albo do biblioteki albo sprzedaje.
Sztuczna biżuteria – wielokrotnie popełniałam ten błąd i się kusiłam na świecidełka i atrakcyjną cenę, tu w ciąż się uczę, bo zdarza mi się czasem „nabrać” na tego typu zakupy, ale wiem to, że sztuczna biżuteria może być fajna jedynie na wakacjach, na plaży, gdzie chcemy sobie kupić na straganie jakąś bransoletkę z koralikami z Chin za przysłowiowe 5zł-10zł, ale uważam, że później ani ta biżuteria nie wygląda ładnie, ani nie jest na lata, to samo dotyczy jakichś kolczyków, które się przebarwiają i widać bardzo szybko, że to jest tanie i zużyte, także lepiej zainwestować w złoto, srebro i mieć kilka egzemplarzy na zmianę, które zawsze będą eleganckie i ponadczasowe.
Tekstylia (obrusy, pościele) – oczywiście kiedyś je kupiłam, ale mam kilka kompletów pościeli i dwa obrusy (świąteczny i codzienny), których i tak nie używam praktycznie, ale zdecydowanie to są rzeczy, których nie trzeba dokupować i nie mam potrzeby mieć nowsze, ładniejsze, w nowe wzorki itp. Polecam białą pościel z bawełny egipskiej, która jest rewelacyjna i służy na długo.
Ozdoby do domu – trochę mi to zajęło, żeby oduczyć się kupowania drobiazgów do domu, a to ładnych ozdób świątecznych, a to jakichś dekoracji, wazonów czy obrazków z motywacyjnymi napisami, które mi się szybko nudziły, nie kupuje nic, od wielu lat, jedynie obrazy na ścianę wymieniłam jakiś czas temu, ale stare oddałam, sprzedałam, a nowe cieszą moje oczy na co dzień i mam nadzieję, że będą ponadczasowe.
Kwiaty – mam 8 kwiatów (większych i mniejszych), zdecydowanie mi to wystarcza i już ozdabia dom wystarczająco, a zbyt duża liczba posiadanych kwiatów kojarzy mi się z domem babcinym, gdzie parapety są pozastawiane ogromną liczbą malutkich doniczek.
Kwiaty według mnie powinny być dodatkiem, ozdobą domu, są też zdrowe, ale nie powinny stwarzać wrażenia dżungli czy mieszkania starszej babci ☺
Zastawa kuchenna/gadżety kuchenne – każdy chyba z nas ma jakiś zestaw kuchenny, szklanki, kubki i akcesoria kuchenne, jeśli są one zlepkiem różnorodnych, dziwnych, starych, często zebranych z różnych stylów zastaw, to oczywiście należałoby je ujednolicić i pozbyć się tych, które już nam się nie podobają, ale w większości każdy ma już wystarczającą liczbę kubków, szklanek czy talerzy. Ile razy gościmy kogoś w domu? Już w dzisiejszych czasach chyba coraz rzadziej, a często wychodzi się do restauracji na zewnątrz na jakiś lunch czy kolację ze znajomymi, więc na własne potrzeby, czy najbliższej rodziny zazwyczaj wystarcza nam już to co mamy. Odnośnie akcesoriów kuchennych uważam, że kupujemy zbyt dużo rzeczy, które używamy stosunkowo rzadko, jakąś specjalną wyciskarkę do soku z cytryny, czy jakieś łyżki/podbieraki, czy jakieś noże do filetowania ryb itp. W większości jesteśmy w stanie zrobić wszystko podstawowymi akcesoriami i używać je do wielu zastosowań. Efekt kupowania wielu gadżetów kuchennych kończy się zawaleniem szafek, a używaniem tego bardzo sporadycznie.
Torebki – nie kupuję już od dawna kolejnych nowych torebek, mam 5 torebek firmowych, dobrej jakości, skórzanych, dwie małe (czarna i beżowa), dwie średniej wielkości (czarna i beżowa) i jedna większa do pracy, w której zmieszczą się dokumenty i laptop. Naprawdę uważam, że więcej nie ma potrzeby posiadać, może jedną jeszcze taką na miasto, na zakupy tzw. shopper, ale to już w zależności od stylu życia danej osoby.
Drogie markowe ubrania – mam na myśli tutaj markowe ubrania po około kilka tysięcy złotych, np. T-shirt za 2 tys. zł, czy buty za 5 tys. zł, uważam, że warto kupować ubrania dobrej jakości, ale z pewnością za kilkaset złotych można kupić już dobrej jakości T-shirty czy sweter i z dobrym składem, ale kupowanie bardzo drogich ubrań, jest zwyczajnie wyrzucaniem pieniędzy jak dla mnie, albo chęcią pokazania się, że można ubrać się drogo, a już w ogóle marki typu Guess, Calvin Clain, Armani, Tommy Hilfiger mają wygórowane ceny, a są produkowane w Bangladeszu w tych samych fabrykach co tańsze firmy, a ubieranie się w te marki mówi o człowieku, że chce pokazać, że jest bogatszy niż przeciętny Kowalski, a tak naprawdę to jest mało eleganckie chodzić z wielkim napisem na koszulce GUESS albo ARMANI, a wręcz jest to obciachowe. Też do tego musiałam dojrzeć ☺ Uważam, że noszenie marek „droższych” ma na celu w większości przypadków pokazanie ludziom, że nas stać, jednak jakbyśmy byli tacy super bogaci to byśmy mieli taki zasób pieniędzy, gdzie moglibyśmy mieć markowe dobre jakościowo ubrania, a nie musielibyśmy emanować wielkimi napisami tylko tzw. luxary minilism, czyli ubraniami, po których widać, że są luksusowe, ale nie świecą wielkimi napisami i są metki są po prostu dyskretnie umieszczone lub w ogóle ich nie ma na zewnątrz. To jest klasa sama w sobie i jak ktoś jest realnie bogaty, to nie ma potrzeby zazwyczaj pokazywać tego wprost i pod ludzi, tylko po prostu zna swoją wartość i wie ile posiada, więc nie musi się tym chwalić ostentacyjnie. Natomiast Ci, co chcą uchodzić za bogatszych to zazwyczaj kupują te marki i obwieszają się, by pokazać, ze stać ich na więcej niż przeciętnego Polaka. Według mnie efekt jest odwrotny niestety i lepiej według mnie chodzić w markach no name, ale z dobrej jakości materiałów, a jak faktycznie stać nas na droższe ubrania to warto pójść w marki z segmentu tzw. luxary minimalism.
Kosmetyków do malowania (kolorowych) – lubię się malować, korzystam z takich kosmetyków, ale mam skompletowaną od dawna minimalistycznie kosmetyczkę, która składa się z fluidu (używam, go naprawdę tylko od wielkich imprez), pudru transparentnego, bronzera, rozświetlacza, jednej palety cieni, jednej kredki czarnej do oczu, tuszu do rzęs, jednej kredki i błyszczyka do ust. Jeśli coś się skończy lub mi nie służy to oczywiście to wymienię, ale nie mam 5 palet cieni, czy nie dokupuje pod wpływem reklam najnowszych trendów z Sephory czy Douglasa.
Akcesoria do włosów – mam kilka gumek do włosów i tyle, nie kupuje spinek, spineczek, upięć, grzebyków i innych pierdół, do robienia loków, czy do wiązania jakoś specyficznie włosów, mam jedną lokówkę i prostownicę, ale używam okazyjnie.
Pamiątki z wyjazdów – pomaga mi się tu zahamować z kolejnym zakupem wspomnienie, że ta rzecz z poprzedniego wyjazdu już dawno jest zapomniana, zbierała kurz, albo jest w koszu, albo została gdzies oddana, wywieziona, bo zazwyczaj jednak nie pasuje do naszego wystroju mieszkania, albo jest to po prostu kolejna „durnostojka”, albo jest to słabej jakości branzoletka, która wala się w szufladzie albo jest to kolejny magnez, czy brelok, który i tak jest zrobiony w Chinach, tylko ma inną nazwę na froncie. Kupowanie pamiątek ze straganów jako rzeczy jest naprawdę wyrzucaniem pieniędzy. Jeśli bardzo chcesz coś kupić to może warto coś z pożywienia? Np. jakąś typową herbatę dla regionu, którą się wypije, czy jakieś przysmaki typowe dla danego miejsca, co prawda nie będzie to pamiątka na zawsze, ale przez jakiś czas będziemy mogli wspominać zjadając czy wypijając te produkty regionalne. Moimi najlepszymi pamiątkami z wyjazdów są zdjęcia i to pozwala mi wracać wspomnieniami do tych chwil w danych miejscach. Nie potrzebuje rzeczy, ze straganów które i tak zawalą mój dom, a wcale nie pełnią wartościowej, jakościowej pamiątki z wyjazdu.
Pudełka do przechowywania – z pewnością kilka w domu lub w komórce lokatorskiej takich pudełek posiadacie, czy na elektronikę, czy na rzeczy do majsterkowania i to pewnie ułatwia życie, bo mamy te rzeczy posegregowane, jednak nie potrzebujemy wcale koszyczków, koszyków, ślicznych pudełeczek na biżuterie i na rachunki i na kolejne bibeloty. W ogóle można zawsze wykorzystać pudełko po butach lub karton po zakupach na przechowanie jakiejś kategorii rzeczy w szafce, w piwnicy czy w komórce lokatorskiej, aby łatwiej się szukało pewnych rzeczy. Uważam jednak, że jeśli założeniem jest nie gromadzenie rzeczy to tych pudełek na rzeczy też powinna być minimalna liczba.
Butelkowana woda mineralna – woda z plastiku zawiera plastik, więc albo filtrujemy wodę albo kupujemy wodę w butelkach szklanych, w zależności od preferencji, sama nie mam przekonania czy filtrowanie jest skuteczne, jednak wydaje mi się, że jest lepszą alternatywą do picia wody z plastiku i z plastikiem.
Plastikowe opakowania do żywności – mam 4 szklane pojemniki na żywność i 2 mniejsze plastikowe, jeśli faktycznie coś zostanie mi po obiedzie to przechowuje to w szklanych pojemnikach, a jeśli już muszę zabrać coś czy do pracy czy komuś przekazać, a żeby nie było to ciężkie to tylko na potrzeby transportu pakuję to w plastikowe opakowanie, jednak nie korzystam z tego często. Uważam, że wcale nie potrzebujemy szafki pudełek plastikowych różnych wielkości, kolorowych i do różnych produktów. Naprawdę szklane pojemniki na lunch czy na przechowanie resztek po obiedzie się sprawdzają w codziennym życiu i wcale nie ma potrzeby posiadania ich wielu.
Słodycze – od kilku lat unikam jak tylko się da, najczęstszym wyborem jest gorzka czekolada i ewentualnie Kinder country jak już bardzo mi się chce słodkiego, ale staram się to zastąpić miodem, daktylami czy dżemem od babci ☺ Słodycze mają tragiczne składy, nie mają żadnych wartości odżywczych, dają nam jedynie szybkie pobudzenie dopaminy i poczucie nagrody, uzależniają, za chwilę chcemy więcej i nie ma z ich jedzenia naprawdę żadnych realnych korzyści. Cukier to rodzaj narkotyku, uzależniacza, którego jak próbujemy to chcemy więcej i coraz trudniej się od tego uwolnić, a jak nie jemy dłuższy czas, to po prostu się go tak nie chce.
Papierosy/e-papierosy – kiedyś na studiach czy na imprezach ciągnęło do palenia, a to, żeby się rozluźnić, a to dla podbicia dopaminy itp. Jednak chyba nie muszę tłumaczyć, że znów nic w tym dobrego, a to jest tylko czyste wydawanie pieniędzy na szkodzenie dla siebie samego. Uważam, że kto jest uzależniony od papierosów, niestety jest we własnym więzieniu, gdzie rani sam siebie i jeszcze nie odkrył prawdziwej miłości i szacunku do siebie i własnego zdrowia, naprawdę jest to zupełnie zbędne i da się ten zły nawyk przezwyciężyć, tylko trzeba zmienić myślenie i z poziomu głowy już się na to nie skusisz.
Notesów/zeszytów/planerów/kalendarzy – kiedyś kupowałam no Nowy Rok nowy kalendarz, notatnik, a to skusił mnie śliczny wzór, czy nowe postanowienia, ale wierzcie mi, że większość możesz już pisać w notatkach na telefonie, czy w Wordzie na komputerze, a jeśli lubisz pisać fizycznie, to wystarczy Ci jeden duży zeszyt, gdzie z łatwością otworzysz go na płasko i nie będzie on gruby, ciężki i zawalał Ci na co dzień torebki, czy szafki. Minimalistycznie jest mieć notatki, które „nie ważą”, więc w formie elektronicznej są najwygodniejsze. Odpowiedz sobie, czy zapisałaś notesy, które masz w domu? Jeśli tak, to ok, widocznie lubisz taką formę i w takim przypadku to się sprawdza, jednak w większości odpowiedź brzmi nie i te notesy się tylko przekłada z miejsca na miejsce, albo ma się ich kilka i w każdym jest coś tam zapisane, po kilka stron i później zostają zapomniane. Uważam, że naprawdę wystarczy jeden fizyczny notes i notatnik elektroniczny ☺
Pewnie znalazłoby się jeszcze bardzo dużo różnych pozycji na tej liście, ale niebawem zrobię ponowną weryfikacje stanu jaki posiadam i czego nie powinnam jeszcze kupować, z pewnością podzielę się tutaj swoimi przemyśleniami.