top of page

El Camino de Santiago – życie jest drogą!

  • Writer: Ewa Nowakowska
    Ewa Nowakowska
  • Feb 27
  • 5 min read

Updated: Apr 30

Lipiec 2020, czas po pierwszej fali pandemii na Świecie, jednak w końcu można podróżować, wybieram moją ukochaną Hiszpanię! Tym razem nie będzie to typowy wyjazd w celu wypoczynku i relaksu. Jadę do Hiszpanii w konkretnym celu. Przejść El Camino de Santiago. To było naprawdę jedno z lepszych doświadczeń w moim życiu.


Ile/u z Was było w dłuższej samotnej podróży? Myślę, że każdy człowiek tego potrzebuje, by pobyć ze sobą, poznać siebie bliżej, zrozumieć swoje cele, priorytety życiowe, a nie jedynie żyć schematem i przekonaniami, które z automatu na nas działają i wprowadzają nas w życie. Taka podróż pozwala spojrzeć na swoje życie z dystansu i mamy wtedy przestrzeń faktycznie zastanowić się, czy w dobrą stronę zmierzamy, czy powielamy schematy społeczeństwa, bo tak wypada, bo tak jakoś się przyjęło w naszym społeczeństwie, czy też KREUJEMY swoje życie i każdego dnia robimy małe kroki, aby było one właśnie takie o jakim marzymy?  Samotne podróżowanie pozwala na zderzenie się z tymi wszystkimi myślami, które być może na co dzień nie zawsze wybrzmiewają i mają przestrzeń do nas realnie trafić. 

Oczywiście nie trzeba iść na Camino de Santiago, może to być podróż w Karkonosze, Bieszczady, czy też Wasze miejsce, w którym po prostu czujecie się dobrze. 


Ja osobiście miałam dwie intencje podczas wyjazdu na Camino de Santiago i wierzcie bądź nie, ale dwie się spełniły, a nie były wcale takie oczywiste i łatwe do spełnienia.  Wybierając się na Camino de Santiago, nie nazwałabym siebie gorliwą katoliczką, która jedzie na pielgrzymkę. Raczej była to dla mnie forma modlitwy, medytacji, pobycia ze sobą, odnalezienia drogi, gdzie chce zmierzać, złapania dystansu do swojego życia i właśnie możliwości spojrzenia na nie „z zewnątrz”, bo jeśli tkwimy w nim na co dzień, w rutynie, w biegu i w codziennych obowiązkach nie da się na nie w pełni spojrzeć podważając słuszność naszych wyborów. Być może czasem wracamy z takiego wyjazdu umocnieni i pewni, że jesteśmy na właściwej ścieżce, ale ja na przykład zrozumiałam do czego chce zmierzać, a przede wszystkim jakiego życia NIE CHCĘ


Każdy dzień zaczynałam od pisania dziennika i porannej kawki, ja nocowałam w hotelach/hostelach, wiele schronisk było zamkniętych, a też w pandemie koszt tych noclegów był niewielki, co jednak dawało mi ciszę, spokój i komfort. W schroniskach też tłumów nie było co prawda, ale ja po prostu chciałam mieć prywatność. Czasami noclegu szukałam z dnia na dzień i było mnóstwo dostępnych opcji. 

Na trasę camino wybrałam tzw. Camino del Norte, czyli wzdłuż północnego wybrzeża, rozdzieliłam liczbę dni jaką mam na mniej więcej dziennie 20-25km i wyszło mi, że, aby dojść do celu i zdążyć jeszcze wrócić do domu mogę zacząć od Luarki. 


Luarka to było moje miejsce skąd zaczynałam, urocze miasteczko rybackie, ruszyłam rano pełna energii, pamiętam to cudowne uczucie, kiedy mówiłam do siebie „Ewka zrobiłaś to, zaczynamy, ja i ja, idziemy w trasę Camino de Santiago!”. I już po dwóch dniach Camino dało mi lekcje, że możesz sobie planować swoje życie i zaplanować wycieczkę, a życie ma własny scenariusz. W jednym miasteczku na trasie wybuchła taka pandemia, że je po prostu zamknęli i nie można było do niego wejść, ani przejść przez nie, ani przejechać. Po prostu zamknęli się. Po dwóch dniach wędrówki w takim razie zmieniłam plan i musiałam znaleźć jakiś transport, aby przejechać na Camino de Frances/Primitivo? i stamtąd zacząć trasę od nowa, ponieważ jeśli używasz transportu, dotychczasowa trasa się zeruje. Pierwsza przygoda, ale w sumie to dobra lekcja życia. No nic, ruszam od początku, tym razem z miejscowości Lugo. 

Całe szczęście, że stąd jest około 103km i można wykonać trasę i zaliczyć tzw. Camino, bo minimalna liczba km to właśnie 100 ☺ To nic, że przeszłam jeszcze 50km ale to się nie dolicza jak był autobus ☺ Trasa z Lugo była też bardzo piękna i przyjemna, były górki, pagórki, wiele ciekawych gospodarstw, gdzie w ogródkach rosły pomidorki czy papryki, lasy, mosty, pola kukurydzy, spotykałam pieski, krowy, osiołki, ale ludzi praktycznie wcale. Mało kto faktycznie podróżował w pandemii i turystów na szlaku było bardzo niewielu. Czasami nawet to traciłam pewność, czy dobrze idę, ponieważ przez dłuższy czas nikogo nie spotykałam. Jednak udało mi się poznać na trasie osoby, których nie zapomnę Maria i jej przyjaciel…Oraz starsza para, która wzięłam naturalnie za małżeństwo, jednak okazali się rodzeństwem. 

Siostra miała jakiś ból kolana, więc musiała przejechać autobusem, natomiast brat szedł dalej samotnie i mieliśmy okazję porozmawiać. Pytam się jego jak ma na imię, a on do mnie mówi: „Jezus”, po hiszpańsku to brzmi „Hesus” i jest to popularne imię, jednak wyobrażacie sobie moje zdziwienie, kiedy idę na trasie pielgrzymki w celach duchowych i spotykam w sumie jednego Pana, który mówi do mnie, że ma na imię Jezus? :D 

No czułam, że będzie z tej rozmowy coś dla mnie do zapamiętania. Po prostu uważałam to, za znak, może zbyt nad wyraz, bo często doszukujemy się w zdarzeniach przyczyny i celu, ale w sumie nie ma to większego znaczenia. Spotkałam Pana o imieniu Jezus, który opowiadał mi swoje życie, ja jemu swoje, szliśmy chyba razem około 2h i bardzo przyjemnie się rozmawiało, ale co było sednem rozmowy to to, że Jezus mi powiedział, że zrozumiał, że w życiu praca nie jest najważniejsza, że nie żyjemy po to, aby pracować, ale pracujemy po to, żeby ŻYĆ. Wtedy to do mnie bardzo trafiło, ponieważ ja poświęcałam się bardzo dla pracy, przeżywałam każde ważniejsze zadanie, starałam się, aby mnie doceniono, broniłam swojej wartości i upatrywałam w pracy jej potwierdzenia. Jak już dziś wiem, błędnie. Trochę z humorem, ale w związku z tym, że uznałam, że mój kolega Jezus jest dla mnie znakiem to nagraliśmy video z przekazem, które zostanie w mojej pamięci na zawsze. 

Przekaz od Jezusa ☺ 



To był czas dla mnie, ze sobą, kiedy były momenty wzruszenia z radości, a były momenty zwątpienia i zmęczenia. Czasem 15km było bardziej wymagające niż innego dnia 25km, także nauczyłam się też słuchać mojego organizmu i odpoczywać, kiedy potrzebowałam. 

Kiedy dotarłam do Santiago de Compostela na główny plac przed katedrę, nie wierzyłam jak silna energia jest tam wyczuwalna i niesamowity spokój, nie wiem, czy to przez endorfiny, że dotrałam do celu, czy faktycznie to było realne odczucie nie tylko dla mnie, ale było coś magicznego w tym placu, gdzie turyści siedzieli na ziemi, podziwiali katedrę, w tle było słychać, ajak ktoś grał na harfie. Tam ogarnął mnie niesamowity spokój ducha, takie uczucie, że wszystko jest w porządku, że tak ma być jak jest, że po prostu trzeba PUŚCIĆ ZŁUDNĄ KONTROLĘ, której i tak tak naprawdę nie mamy nad naszym życiem. 

Bardzo mistyczne doznanie, które myślę, że odczuwa każdy kto dociera po długiej podróży, może to jest po prostu uczucie satysfakcji. 

Tras Camino de Santiago jest sporo i każdy może z pewnością wybrać taką jaka mu najbardziej odpowiada, minimum to 100km, żeby otrzymać certyfikat przejścia. Podczas podróży zbieracie pieczątki w paszporcie pielgrzyma, czy to z hotelu, schroniska czy to z restauracji, po prostu obiekty posiadają pieczątki i wystarczy, że co jakiś czas dostaniemy stempel na dowód, że tą trasą szliśmy. 

To była jedna z lepszym moich podróży w życiu. Była zorganizowana i wymyślona w pełni przeze mnie, byłam tam solo, miałam intencje, coś wspaniałego, ile pozytywnych emocji dzięki temu doznałam. Polecam każdemu! Ja na pewno wrócę na trasę, tym razem w intencji podziękowania, chcę wybrać się z rodzicami i już moją własną rodzinką ☺ 



bottom of page